Ta strona została uwierzytelniona.
ODSŁONA PIERWSZA.
Dzień odpustu. Obszerny plac w mieście trzeciorzędnem. Tłum ludzi. W dali kościół. Po stronach placu szynki, sklepy etc. Maryśka i Mięta, wracając od strony kościoła.
MARYŚKA.
A bodaj-że was... Chcecie niby, żebym była waszą gospodynią...
A bodaj-że was... Chcecie niby, żebym była waszą gospodynią...
MIĘTA.
A juści, że chcę... A juści... Ale usiądźma sobie na ławeczce... Siadają przy jednym ze stołów, stojących około szynku. Mięta zwracając się w stronę drzwi: A jest tam kto?... Wychodzi chłopiec. Wódki kwaterkę, abo co!... Chłopiec przynosi wódkę. Do Maryśki. A juści, mówię, a juści...
A juści, że chcę... A juści... Ale usiądźma sobie na ławeczce... Siadają przy jednym ze stołów, stojących około szynku. Mięta zwracając się w stronę drzwi: A jest tam kto?... Wychodzi chłopiec. Wódki kwaterkę, abo co!... Chłopiec przynosi wódkę. Do Maryśki. A juści, mówię, a juści...
MARYŚKA.
A na czem ja będę gospodynią?... Walek, wasz syn, wiadoma jest rzecz, że się chce żenić; sprowadzi gospodynię w dom, a ja pójdę z wami na chleb[1], na wycug... E! e! Macieju! to nie żaden interes... Poszukajcie sobie innej, kiedy wam się tak chce koniecznie.
A na czem ja będę gospodynią?... Walek, wasz syn, wiadoma jest rzecz, że się chce żenić; sprowadzi gospodynię w dom, a ja pójdę z wami na chleb[1], na wycug... E! e! Macieju! to nie żaden interes... Poszukajcie sobie innej, kiedy wam się tak chce koniecznie.
- ↑ Dożywocie