Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.
CIERPIK.
Bzdurzycie, jakbyście nie wiedzieli o tem, że Mięta nie żadna familia... Mięta oszalał, i co wy tak bez zachłyśnięcia stawiacie mnie jakoś na równi z człowiekiem, który ani Bogu ani ludziom na pociechę nie jest? To nie żadna familia...


KOŚCIELNY.
Że oszalał, to prawda... prawda... Ale cóż w tem dziwnego?... Świat się kończy... Dawniej to Mięta od świtu do późnej nocy harował, jak bydlę w jarzmie, a teraz powiada, niby jaki zaganiacz: »wypchałem cielaka[1] talarami, tak też, powiada, nie zawadzi trochę użyć...«


CIERPIK.
Oj! używa, używa!...


KOŚCIELNY.
Niech używa! Nie zawiśćcie mu tego; dla was zawsze jeszcze zostanie tłusty połeć...


CIERPIK.
Dalibyście sobie już raz spokój... Otrębina! postawcie nam jeszcze z półkwaterek, niech sobie ten gaduła zaleje gębę.


KARCZMARKA.
Oho! coś się święci, Cierpiku, kiedy i wy natrząsacie trzosiku!


CIERPIK.
Gadacie do wiersza, a ja wam mówię: nic się nie święci, ino niech ten gaduła zaleje sobie gębę...


KOŚCIELNY.
Co wam, karczmarko, mieszać się w nie swoje rzeczy... nalejcie likierku i kwita. A wy, kumotrze, słuchajcie
  1. Torba skórzana