Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.
MAŁGOSIA padając mu do nóg.
Tatusiu! miejcie choć trochę litości nademną. Co ja zawiniła, że mnie tak prześladujecie?


CIERPIK kopiąc ją.
Precz, ty suko! Z szyderstwem. A co? miesiąc świecił, kiedy wysiadywałaś za stodołami?


JAGNA.
Człowieku! czy ciebie nie wstyd, przy obcych ludziach wygadywać takie rzeczy?


CIERPIK.
Nie ma się czego wstydzić... Cała wieś o tem już gada... Natrząsa się ze mnie lada rozpustnik stary; lada lichwiarz podły wytyka mi w oczy plugactwo mojej rodzonej córki. W karczmie Mięta, żem mało go nie zabił, a dziś rano, w drodze, kto ino mnie spotka, tak zaraz: »Kumotrze, czy to prawda, co gadają o waszej Małgosi?« A teraz jeszcze ten tu przytyki mi robi; wskazując na Wróbla, który wraz z kościelnym przypatrywał się niespokojnie scenie. Do Jagny. Jakaś ty matka, że nie uważasz na dziecko. Do Małgosi. Mówię ci, idź mi z oczu, bo cię rozedrę, jak szczypę, na dwoje. Chwyta za polano. Patrz!


KOŚCIELNY.
Cierpiku! umitygujcie się! Dobrze się nie stało, to prawda! na honór wam nie wyjdzie, to prawda! Aleć przecie nie kto inny, ino ten, co ma ją poprowadzić do ołtarza...


WRÓBEL.
O, o! niema tu co robić! Zgorszenie jest w tym domu. Widzieliście pismo, robaszku... Zgorszenie jest... Wychodzi.