Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.
JAGNA.
Cicho, moje ty dziecko najdroższe! Nie zalewaj się łzami... Umityguj się!... Powiedz, czy to prawda?...


MAŁGOSIA.
Nanusiu, nanusiu! ach, nanusiu!...


JAGNA.
Cicho, cicho! Jak to było? z kim? Wiesz, jak cię kocham, krwibym utoczyła z serdecznego palca dla ciebie!...


MAŁGOSIA.
Z nim, nanusiu, z nim! Jak Bóg w niebie, z nikim innym! Jak ten Bóg nad nami!


JAGNA.
O moje ty dziecko najdroższe! Żeś tak się dała porwać rozpuście!


MAŁGOSIA.
Nanusiu, nie z rozpusty! nie z rozpusty! Powracalim od tańca, przed trzema blizko miesiącami, w niedzielę wieczór, pamiętam... Nanusiu! nanusiu!


JAGNA.
O moje złoto jedyne!


MAŁGOSIA.
Tak, nanusiu! Powiedział mi: o moje złoto jedyne! Pochwycił mnie w pas, spojrzał mi w oczy i powiedział: o moje złoto jedyne! usiądźma tu na murawie, powiedział; miesiąc ładnie świeci, bez tak pachnie, że aż się człowiekowi robi ckno na sercu! Nanusiu, prawda! Naokoło rosły bylice i łopian... Bieluteńki łopian, szeroki łopian! O moje złoto, powiedział; do domu jeszcze czas; matka, powiedział, spać jeszcze nie pój-