Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.
rza...« I opowiedziałem tę przypowieść o tym sprawiedliwym księdzu i powiadam: »Ha! ojcze duchowny! nie możesz na to nic poradzić, nie masz mocy, aby wygnać złe, które opętało mojego ojca; widno, że niema sprawiedliwości ani na świecie, ani w tobie... Ale ja sobie sam zrobię sprawiedliwość!...« Tak on powstał i precz mnie wygnał... Tak! zrobię sobie sprawiedliwość sam!...
Słońce skazuje na pierwszą... Kazałem jej powiedzieć: »Przyjdź, pogadamy o swojej niedoli, ucieszymy się...« Naraz do Wojtaszka, który przy ostatnim ustępie opowiadania, położył się twarzą na snopek. A możeś ty jej nie powiedział, Wojtaszek?


WOJTASZEK zrywając się.
Co nie miałem powiedzieć... Powiedziałem jej, że gdyby gąsior nie był gąsiorem, toby był kurą. Odwracając się od sceny spostrzega Małgosię w dali. Ale bądź zdrów! Słońce spadło z nieba i przywlokło się na pole, zamiast się schować do ciotczynej komory... Bądź zdrów! Nie chcę patrzeć, jak wróble letą na plewy pod deskę.


WALEK.
Co? co?


WOJTASZEK.
Nic! nic! Odchodzi.


WALEK sam.
Tak! niema sprawiedliwości na świecie!... Ale zrobię ją sobie!... Zrobię ją sobie sam. Wchodzi Małgosia. Bogu dzięka, że idziesz... Takie miałem straszne myśli... Czekałem i czekałem, aż mi się ckno zrobiło... Żeby nie ten kuternoga Wojtaszek, to nie wiem...