Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.
WALEK.
Co? i ty jeszcze na mnie?...


MAŁGOSIA.
Nie na ciebie!... Ino co ja teraz pocznę!... Utopię się, abo co!... Ah! ratuj mnie, Walek... Z tyłu nadszedł Cierpik i schwyciszy ją za za włosy, zdarł jej chustkę z głowy.


CIERPIK pastwiąc się nad córką.
Mówiłem ci, idź sobie, gdzie cię oczy poniesą, a ty, zamiast tego, pod mędle chodzisz? Ty suko! Za białego dnia!... W samo południe!... Przedtem tłukłaś się przynajmniej wieczorami, kiedy miesiąc świecił, kryłaś się za stodoły!... A teraz w szczerem polu, za białego dnia, w samo południe.


WALEK.
Panie-ojcze!... Chwyta go za gardło jedną ręką, a drugą chce mu wydrzeć Małgosię, która wijąc się po ziemi, jęczy i woła:


MAŁGOSIA.
Zabije mnie! zabije mnie!... Tatusiu! zlitujcie się nademną!... Walek, ratuj!...


CIERPIK odpychając Walka.
Ostatni pies niech ci będzie panem-ojcem, ale nie żyjący człowiek!... Do Małgosi. Ty bezwstydnico!...


WALEK.
Puśćcie, bo was tutaj zetrę na miazgę, chociażeście stary i ojciec...


CIERPIK broniąc się.
Ty psie! rzucasz się na starego?... I ty chciałeś być moim zięciem?... Ty psie!