Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.
KUMOSZKA wychodząc z izdebki.
Zmieniła się do niepoznania. Dawniej była jak cud!... Śliczności!... Co to może taka woda.


JAGNA.
Mówiła do mnie: »Nanusiu! nic się nie zmieniło! on się nie zmienił i ja się nie zmienię«, a teraz śmierć ją zmieniła do niepoznania, a on — jak się to wszystko zmieniło! jak się to wszystko zmieniło!...


KUMOSZKA.
Jak go prowadzili żandarmy do miasta, tak był jak bezprzytomny... Pytał się ino, czy już znaleźli Małgosię w jeziorze... Ale te żandarmy to ino go ofuknęli i powiedzieli jakieś słowo, widno, niemieckie przekleństwo, że ma być cicho, jako jest zbrodniarz i nicpotem, bo udusił własnego ojca. Tak on zamilkł... Ale, kumoszko, przeżegnajcie się krzyżem świętym, weźcie Boga na pomoc i znieście to wszystko.


JAGNA.
O! już ja tego nie wytrzymam, już ja nie mam sił na to wszystko?... A nie pastwili się nad nim?


KUMOSZKA.
Nibyć tego ludzie tak dokumentnie nie widzieli... Ale to ino było, że jak mu nakładali kajdany na ręce, tak jeden z tych żandarmów zaczął go bić, jako Walek nie chciał się dać okuć, bo, powiada, to nie potrzebne, ja, powiada, pójdę sam, gdzie ino chceta...
Wchodzi Cierpik.


CIERPIK do kumoszki.
Jak się macie, kumoszko?...