Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
Wchodzi Hanusia z chlebem i serem i kociołkiem w ręku, stawia to wszystko na stole i zaprasza Salkę do jedzenia.


HANUSIA do Salki.
Niech sobie
teraz podjedzą... bo głodni... Na Czepca
niech nie zważają... siedzi haw, jak zmokły
dudek na wieży... Czeka na słoneczko,
a słonko w chmurach. A cóż tam w dolinach?


SALKA.
U! dreszcz mną trzęsie!


HANUSIA.
Ano, nastawiłam
kotliczek dla nich... rozgrzeją się trochę.
Do Czepca.
Może ty, Czepiec, jesteś głodny... zjedzże...
Czepiec macha ręką na znak zaprzeczający.
Hanusia do Salki.
U nas jest luto i tęskno...


SALKA.
A, widzisz,
w dolinach wiosna... Tutaj jeszcze zimno,
szaro i mglisto i pusto i głucho,
a tam już czajka śmiga nad bagnami,
czajkuje: luli! luli! W sitowisku —
aż się rozlega — wrzeszczą dzikie kaczki,
jaskółki lepią gniazdka pod pułapem,
po siodłach stodół klekocą bociany,
albo nad wodą chodzą para w parę.
Czapla na jednej wystawuje nodze,
pastuchy grają na grubych puzonach...
ino, że czasem krowa poprzez miedzę
wyciągnie kark swój po trawkę dziedzica: