Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
NAPIERSKI.
Już wywyższony... Znikli niewolnicy,
odkąd rycerska rozpiera się dusza
w zgnębionej piersi bożych sług... Tumany
białego kurzu w górę się uniosą
z pod stóp lecących w przepaść wrogów...


ŁĘTOWSKI, który przedtem bez ceremonii usiadł sobie na jednem z krzeseł.
Anoć
uciekał Jordan, że aż się kurzyło...


NAPIERSKI.
I inni będą uciekać, niech tylko
żołnierze pańscy wyrastają z ziemi
jako ten owies po wiosennym deszczu.
Niech tylko czołem zachwieją odważnem,
jak te wierzchołki zielonych smereków
ponad waszemi halami, gdzie wolność
nieustraszona władnie.


ŁĘTOWSKI powstaje z krzesła.
Jest nas sporo
tęgiego chłopa, a zaś w lasach wżarskich
jeszcze-ć nas więcej zostało ze Sawką.
A jako spojrzeć na całe Podhale,
hań od Orawy, aż tam gdzieś ku Rabce
i jeszcze dalej, aż popod Baranią,
lud się już zrywa i przy jasnej łunie
widzi, co robić, a każdy odważny,
jakby sto razy z śmiercią się szamotał
nad ciemnym źlebem i ją zmógł i skoczył,
niby kozica, na wirszyczek.


NAPIERSKI.
Bracie!
Wykorzenimy niezbożnych ze ziemi
i wygładzimy przewrotników...