Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.
KALINA.
Ta nasza biała i cicha
woli pić rosę z kielicha
białej i cichej lilii.


PSZCZÓŁKA.
Aj! nadepnęłam na węża,
na główkę zielonej żmiji.


JĘTKA.
A ja na słomkę.


MUSZKA.
Skądże ta słomka być może
w takim dziewiczym borze?


KALINA.
Niech się twój rozum darmo nie wytęża!
Zaraz ci powiem, skąd ta słomka w lesie:
Wczoraj o zmroku,
kiedy już księżyc zajrzał do potoku,
wybiegłam z domu,
z stalaktytowej mej chaty — —


JĘTKA.
Pewnie przejeżdżać miał ten pan bogaty —
wiemy, polujesz na męża,
a on, uparty,
ma jakąś inną na oku. — —


KALINA.
A bierz was biesie nie-biesie
za takie żarty!
Nie powiem słówka nikomu.