Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.
WOJTEK.
A to mnie wodzi to echo.
Panny leśne uciekają.
Dziewuchy!
To ja, to Wojtek z Przysiółka,
hań, od jeziora, na prawo...
Do siebie.
Widziałem jakieś ogniki...
Oddawnam słyszał, jako starzy ludzie
opowiadają, że tu gdzieś w tem miejscu
leżą zaklęte pieniądze.
W noc świętojańską najlepiej ich szukać.
Trzeba — tak mówią — spalić wiecheć z buta
i poza siebie rzucić popiół z niego
na cztery wiatry, potem się położyć
gębą do ziemi i czekać:
pieniądze same się wtedy ukażą.
Do panien leśnych.
Nie uciekajta dziewuchy, dyć razem
możemy tu się położyć i szukać
onego skarbu...
Do siebie.
Czemu te dziewki uciekły!...?
Zrywa pęk trawy i obciera sobie nogi z błota.
Psiakrew!... Zalazłem w błoto, między trzcinę,
i tak się człowiek obabrał...
Zawsze tak bywa, kiej się ktoś zadaje
niby z figurą nie ze swego stanu...
Na scenie błędne ogniki. Pokazuje się kilka panien leśnych w kostyumach sielankowych pasterek. Boją się.
Haha! Panienki! Panienki! Panienki!
Dyć się nie bójta! To ja, Wojtek Grabek,
wiecie, z Przysiółka, od stawu...