Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
Niechaj miłości przesąd nie rozdziela.
Nasze od wieków powaśnione rody
skojarzy w wielką, cudotwórczą przyjaźń
węzeł miłości. Chodź do mnie, mój luby!
Oto znalazłam złoty kwiat paproci:
za jednem jego dotknięciem opadnie
dawna skorupa z twej duszy prostaczej.
Miłość, ta jedna, ta jedyna miłość,
wraz cię nauczy przemawiać poszumem,
szmerem, szelestem i wonią i ogniem,
jutrznią i zorzą... Miłość na ramiona
magnacki płaszcz ci zarzuci... Chodź do mnie,
drogi kochanku! O, chodź, pocałunek
słodkiej miłości czeka tu na ciebie.


WOJTEK.
Piąć się nie lubię, ale pocałunek
juścić wart tego, żeby się człek drapał
nawet po skałach... Jedno wam też powiem,
złota panienko, że te wasze słowa
to jak muzyka, a zaś do muzyki
tom jak wybrany. Kiej zagrają w karczmie...


KALINA.
Nie mów o karczmie... Chodź, chodź, mój jedyny...
Wojtek gubi się w turniach, ażeby w tejże samej chwili, przebrany przez panny leśne, zjawić się pomiędzy skałami obok Kaliny w płaszczu i kołpaku à la Romeo w scenie balkonowej.
Już kwiat paproci dotknął się twych ramion,
i twe ramiona okrył płaszcz miłości,
wspaniały, świetny, drogi płaszcz królewski.
Kosztowny kołpak lśni na twych kędziorach,
a w piersi twojej, której kwiat się dotknął,
gorzeje ogień nad ogniami... Kochasz?!...