Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.
MUSZKA.
To ona!


KALINA.
Nie! to ta szalona!
ta obłąkana — — —
ta — — topielica — — —
Ten pusty ognik prowadzi ją ku nam!...
Błędny ognik, za nim Obłąkana.


PSZCZÓŁKA.
A witaj nam, witaj!
Idziesz-li szukać zakwitłej paproci?


MUSZKA.
Z czego ta bladość lic?
Z czego ten smutek w oczach?


OBŁĄKANA.
Czyż nie widzicie
tych oto płaczek, idących w mój ślad?
Orszak płaczek.
Przyszłam na ojca grób,
ażeby płakać i płakać i płakać...
Do płaczek.
Idźcie!...
Wasza królewna podąży za wami!
Weźcie tę urnę z mych rąk,
by moim oczom przygasłym,
tym źródłom wyschniętym,
przestała przypominać, że płakać nie mogą!
Czemużeś wielki, gromowładny Panie,
do takiej zbrodni dopuścił?
Wrócił w zbroicy chwały
i w domu swoim znalazł cudzołózcę!