CZĘŚĆ III.
ZOROASTER.
O jak mi duszno w tym ponurym grobie,
Jak mi się w piersi wryły te kajdany!
Lata po latach... ach! doba po dobie
Wpośrodku drogi ciekną nieprzerwanej,
Wlokąc za sobą wciąż skargi i żale.
Codziennie krwawsze płyną łez strumienie,
Codzień błędniejsze stają się te twarze;
Znikąd cieplejsze nie zawieje tchnienie,
Nikt w gorejącym nie zapłonie żarze
I znikąd czystsze nie popłyną fale...
Noc dziś rozpięła chmury swe nad nami,
Braknie błyskawic, coby je rozdarły,
Braknie piorunów, ażeby iskrami
Wskrzesiły świat ten, senny i zamarły,
By zapłodniły światłość w tej mogile...
Wy, jak postacie z marmuru wykute,
Kamiennym okiem wciąż patrząc przed siebie,
Na kęsy strawy swej patrząc zatrute —
Wy, czy o zdrowszym myślicie już chlebie,
O żywotniejszej marzycież-wy sile?
Wy, niewolnicy pośród własnej chaty!
Dopokąd jeszcze chcecie się odziewać