Śmieję się sercem i całemi usty,
Śmieję się okiem, że za mną w tej głuszy —
Tak mi się zdaje — każdy przedmiot ruszy,
Choć martwy, śmiechu niezwykłe upusty...
Myślę, że, wielki, z obłudnych praw świata
I z tych się śmieję, co na jego roli
Znoszą ich jarzmo, robocze bydlęta,
Że dziś tem głośne szyderstwo pomiata,
Co wczoraj wzgardy kryła cisza święta,
A ja się śmieję tylko — z swej niedoli...
V.
O złote blaski! o blaski słoneczne!
Co jako miecze, lecz bez krwawej zmazy,
Ludzkiemu sercu zadajecie razy,
I do mnie dzisiaj schodzicie, odwieczne.
Jesteście wolne! jesteście bezpieczne:
Nie powstrzymają was żadne rozkazy,
Ni pręt żelazny, ani ludzie płazy;
Lecz dla mnie miecze wasze obosieczne.
Ich ostrze, czuję, przecina opoki,
Pod które serca skryły się źródliska:
Na chwilę biją z nich rozkoszy rzeki.
Ale w ślad za nią czarnymi potoki
Boleść-tęsknota z wspólnych krynic tryska,
I zdaje mi się, że tak tryska — wieki...
VI.
Nim słońce wzejdzie, nim się dzień rozpali,
Budzę się ze snu i pytam: »Gdzie jestem?«
A oto słoma mówi swym szelestem,
Chrzęszcząc podemną: »Tak! od słońca w dali!«
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.