I codzień szukam — człek to wyrób tkacki —,
Ile w nich włókien, zwitych z serca nędzy,
A ile drogiej, jedwabnistej przędzy,
Lecz którą splamił ten świat świętokradzki.
I zbyt mi często mówią swemi oczy,
W których drżą długie znużenia godziny —
Widać, ich dusze straszny ciężar tłoczy:
»Że się nam siły w tej matni tak prężą,
Nie w naszych sercach, lecz w tych szukaj winy,
Co kują prawa i co niemi więżą...«
XXXI.
Co to jest prawo?... Rzym, gdy cudze kłosy
W snop swego jarzma wiązał ręką krwawą,
Rzucał nad światem gardzielą chropawą
Krzyk: »U mnie prawo, a ma ostrze kosy!«
Arbuez, niecąc płomieniste stosy,
Szeptał pokornie: »Wierny-m Boga prawom!«
Fabrykant, brzuch swój karmiąc głodnych strawą,
Dyszy: »Mam prawo, dały mi je losy!«
Co to jest prawo? jakaż jego władza?
I jakiż owoc jego płód wylęga? —
Nieraz wypełniam tem pytaniem celę...
To serc i duchów złączonych potęga,
Która oświeca, żywi, wyswobadza,
Co rodzi ludziom i ludom wesele...
XXXII.
O ty wolności, której fale płyną
Z jednego źródła, ze serca człowieka,
I tak, jak w basen swój kaskada ścieka,
Znowu wracają, znów w tem sercu giną —
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.