Izaakowi rzeknę: Wiodę-ć żonę,
A Abrahama przywitam w te słowa:
Niech imię pańskie będzie pochwalone —
Oto synowa!«
∗
∗ ∗ |
Zaledwie skończył, a od miasta bieży
Jakowaś z dziewczyn, z wiadrem na ramieniu,
Jak promyk zorzy, jak ten zapach świeży
W wiosennem tchnieniu.
Na twarz, co gubi się we włosów cieniu,
Wyszedł rumieniec, gdy spieszy dziewoja,
A wargi pełne drżą w tęskliwem pieniu:
»O wiosno moja!...
Wiosno! wiosenko! Z przejasnego zdroja
Poisz jelenie, skrapiasz barwne zioła;
I mnie krynica jak orzeźwia twoja —
Rozkosz wesoła!
Wiosno! wiosenko! W te błękitne koła
Miesza się jednak jakiś cień tęsknoty,
Że warga, płonąc, poniewolnie woła:
Gdzie — on? gdzie — złoty?...
Chciałabym, wiosno! posieść orle loty,
Albo słonecznym oskrzydlić się błyskiem
I szukać tego, co mnie w marzeń sploty
Nęci uściskiem...«
I tak się zbliży do wody, co w śliskiem
Gęstych powojów ujęciu spoczywa,
Rozpromieniona wieczoru ogniskiem,
Jak gdyby żywa.