Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

V.

Na twarde głazy, na rozgrzane piaski
Nad rzeką Chebar, w Chaldejczyków ziemi,
Mroki ciałami złożą się chłodnemi,
Słońca ostatnie rozpędziwszy blaski:
Gdzieniegdzie tylko oczy świecącemi
Zabłyszczą widma — gwiazdy, jak płonące trzaski.

Tłum się rozbiegnął, spoczynku spragniony,
Prorocze słowa rozbierając w skrusze,
Co mu pociekły płynnym ogniem w duszę,
Lub tak raniły, jak miecz wyostrzony;
Straszne milczenie ogarnęło głuszę,
Jak gdyby świat przygniotły ciemne nieboskłony.

Z pomiędzy żwirów, przerośniętych trawy
Zwiędłej resztkami lub zeschłymi krzaki,
Jaszczur przelotne zakreśli zygzaki,
Lub wąż wypełznie, jak ten żwir, sinawy;
Skrada się cicho, niby rabuś jaki,
Ostrożnie czyhający wśród nocnej obławy.

I prorok, zmilkłszy, na kamieniu spocznie
I twarz zmęczoną w chude dłonie skryje.
Lecz wnet źrenicę, niby martwą, wbije
W tę dal bez końca, w tę tajemną mrocznię,