Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

Co się nad światem, jak kłąb dymu, wije,
Że, zdaje się, na świat ten upadnie niezwłocznie.

Patrzy i patrzy i słuch swój wytęży:
To łuny błyszczą na przyszłości niebie,
Syon w zwaliskach swoje mury grzebie;
Od strzał poświstu, od szczęku oręży,
Od łkań, ginących w wojennej potrzebie,
Na okół wszystka ziemia, jak szeroka, rzęrzy.

Łzy popłynęły po Ezechiela
Zwiędłych policzkach, gdy tak ujrzał duchem,
Jak lud wybrany ginął pod obuchem
Babilończyka, co drogę zaściela
Jego trupami i brzęczy łańcuchem,
Pod jarzmo swe zginając karki Izraela.

I ze żałoby ogoliwszy włosy
Głowy i brody, jedną część ich spali,
A drugą część ich potnie ogniem stali,
A trzecią część ich porzuci na losy
Wiatru, co zawiał, by na jego fali
Ginęły tam, gdzie łany lśnią krwawemi rosy.

I »Jahweh! Jahweh!« — jęknie — »Jakże srodze
Dłoń twa karząca upadła na braci:
Jednych posiekli babilońscy kaci,
Drudzy w straszliwej zginęli pożodze,
Inni, jak włos ten, co się z wiatrem traci,
Po świecie się rozpierzchli, upadając w drodze.

O Jahweh! Jahweh! lud ten nieszczęśliwy,
Pomimo winy w sercu mojem leży;
Ongi, jak cedra, i smukły i świeży,
Dziś, jak wiór, suchy, jak kosodrzew, krzywy
Pod klęsk ciężarem, sługa, bez rycerzy,
Na pastwę wroga rzucon pośród obcej niwy.