Synu człowieczy, prorokuj do kości
Poległych wojowników, niechaj zmartwychwstaną«.
I Ezechiel, nad pole cmentarne
Ściągnąwszy rękę, wielki głos podniesie...
I szum powstanie, jak w odwiecznym lesie:
Kości ruszyły! Pożółkłe i czarne,
Rozsiane w polu — kość do kości rwie się,
Składając się do siebie, niby wojsko karne!
Tysiąc goleni pełznie, nakształt węży,
Ku swoim stawom; tam się kulą toczy
Czaszka za czaszką, wyżartemi oczy
Szukając swoich kadłubów; ku męży
Poległych żebrom tu znów grzbiet przyskoczy,
Tam z trzaskiem tłum szkieletów już się w górę pręży.
Grzechot, syk, szelest, głuchy skrzyp, pękanie,
Jak gdyby burza łamała konary,
Jakby liść z drzewa padał zeschły, stary,
Jakby dalekie desek piłowanie,
Jakby po żwirze szły ładowne kary —
Tak trą się kość o kości na cmentarnym łanie.
Już kość przy kości; każda kość ma pieczę
W kości, co do niej, jak trzeba przystała;
I już się zwarła szkieletów nawała
W hufiec olbrzymi... I znów Jahweh rzecze:
»Synu człowieczy! Prorokuj do ciała,
Niech mięsem kość porośnie, skórą się powlecze!«
I kości mięsem porosły i skórą
Wraz się powlokły młodzieńczą i żyły,
Pełne krwi wrzącej, naraz wystąpiły
I lica naraz skraśniały purpurą
I oczy naraz życiem zaświeciły —
Rycerzy to kość z kości, co chodzili górą.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.