I ani berła i ani purpury
Nie miał ten mocarz, ten król nad wiekami,
A tylko duchem sięgał niebios góry.
O Nazarecie! Pomiędzy miastami
Władniesz, jak prorok między rzeszą tłumną,
Choć prorok w szmatach, a tłum lśni blaskami
Złocistej szaty i postawą dumną.
O, ty się równasz, nędzny Nazarecie,
Lichym na pozór, ale pełnym gumnom...
I tak się działo, że niezwykłe dziecię
Wyrasta w mistrza w ubogiej mieścinie,
Co miała zostać najbogatszą w świecie!
A czas, jak potok, płynie rączo — płynie
W warsztacie ojca, to u stóp Taboru,
Albo w zielonej, jordańskiej dolinie:
Gdyż często, porwan melodyą choru,
W który się łączy wszystek płód Przyrody,
Do cedrowego biegł nad Jordan boru.
I tutaj dumał ten marzyciel młody,
Wszystką swą duszą wsłuchany w poszumy
Lasu, w śpiew ptaków i w szelesty wody.
I w takich chwilach, śród takiej zadumy,
Rychło się cały w swym duchu przemienił,
Rychło rósł, wzrastał nad zwykłe rozumy:
Ten ptak, co nucił; las, co się zielenił;
Jordan, co jęczał sercem smętnej fali;
Kwiat, co się w blaskach słonecznych rumienił;
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.