Fioletowem okryty odzieniem,
Jak w czas zachodu wschodnia niebios strona,
Zjawia się przed nim on, co jest Zwątpieniem,
Co Świadomością jest życia, że kona,
I prawd bezwzględnych Negacyą, i sumień,
Drżących bluźnierstwem śród ludzkiego łona,
Że niema kresu ostatnich rozumień,
Wszechwładnym królem; on, ta Przepaść myśli,
Co w uniwersum, jako w morzu strumień,
Toną bez śladu; on, co-ć koło kréśli
W mózgu i mówi: »To wszechbytu koło:
Patrz, jacy mędrce tu przyśli i wyśli,
A któż z nich odgadł, choć pali się czoło,
Gdzie peryferyi koniec i początek?...«
On, co przenigdy nie spojrzał wesoło,
Bo jest Boleścią, jest Żalem; on, Wątek
Daremnych pragnień — on przed mistrzem stanie,
I w jego serca najskrytszy zakątek
Wnikając blaskiem swych oczu, że ranie
Stało się krwawej podobne, wyrzecze:
»Mistrzu!...« A prorok: »Odstąp precz, Szatanie!...«
»Mistrzu! daremnie!... Ja w dusze człowiecze —
I to przekleństwem jest mojego bytu —
Wbijam zwątpienia siedmiorakie miecze...
I od nadiru aże do zenitu
Wypełniam przestwór swymi tchy... Ja jestem —
Razi cię blask mój — nie aerolitu
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.