»Wy w Jeruzalem, a my na tej górze
Chwalimy Pana — zwyczaj nasz odmienny,
Więc nie tą stroną czynić ci podróże«.
A Chrystus, twarz jej ująwszy w płomienny
Uścisk swych oczu, do niewiasty rzecze
Głosem, co płynie, jak strumień, brzemienny
W słodkie rozdźwięki, dźwiękiem, który ciecze
Jako ten ruczaj, skoro spłyną lody,
Albo tak bije, jak serce człowiecze,
Gdy zakosztuje rozkosznej swobody
I w niebo rwie się swobodnemi pióry —
»Przyjdzie« powiada, »o, przyjdzie czas zgody!
I nie Garizim, ani święte mury,
Lecz duch człowieka w świątnicę się zmieni,
I Ducha sławić będą duchów chóry...«
LUCYFER.
Oto spostrzegam śród dalekich cieni,
Jako tam władnie krwiożercze bożyszcze...
I widzę łunę pożarnych płomieni.
Wśród nich, przy krzyku »Poniszczę! poniszczę!«
Czciciele Ducha z wzniesionemi czoły:
Świat jest jak łzami przygaszone zgliszcze,
A na niem wznoszą kamienne kościoły.