Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

Spyta starosta: »Czyś to tak nauczał,
Bóstw hańbicielu i porządku wrogu,
Lud, co ci serce i mózg swój poruczał?«

»Odpowiadałem u świątnicy progu:
Co cesarskiego, cesarzowi zwróćcie,
A zaś co boskie, to oddajcie Bogu«.

»Uśmierzcie wrzawę, swą skargę porzućcie,
Nie widzę żadnej winy w tym człowieku,
Sprawiedliwości fałszami nie kłóćcie!...«

»Mienił się królem, a przecież od wieku —
Od Machabejów na tym tronie siedział
Wasz prokurator!« — bryzgną z łona ścieku.

»Azaż to prawda?« — »Prawda, tyś powiedział,
Lecz me królestwo nie z tego jest świata,
Od tronów ziemskich zbyt to wielki przedział«.

»Idźcie!... Nie sięgnę ja po topór kata
Na kark niewinny... Fałszywego sędzię
W straszny swój uścisk orszak furyi wplata.

A gdy koniecznie chcecie krwi, niech będzie!
Dam mężobójcę, wydam Barabasza,
Lecz krwią niewinną w szalonym rozpędzie

Niechaj się ręka nie pokala wasza!
Wszak krew niewinna spada na prawnuki,
Trąd wszczepia w ciało, spokój z serc wypłasza...«

»Ehej! ukrzyżuj!« — wrzasną czarne kruki —
»Galilejczyka ukrzyżuj, co nowe
W władztwie cezarów rozsiewał nauki.

Wyżej nad nasze nosił swoją głowę,
A był żebrakiem... Wyrósł na śmiecisku,
A chciał tłumaczyć zakonu osnowę...