Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

Niech dźwięk za dźwiękiem, jak promień, ulata
W przestwór daleki, niech się z szumem brata
Dzikich nawałnic, rzucających gromy,
By przez nie ziemia była w woń bogata!
Tak! hymn zanućcie, bo w tej wiązce słomy —
W tem sianie waszej siły leży znak widomy...

Każdy obłoczek, każdy błysk na niebie,
Każda roślinka, każdy płaz na ziemi,
Ostatni owad, co za żerem grzebie
Pomiędzy prochu grudkami nikłemi,
Niech się z uciechy połączą waszemi!
Pyłek, co w maju zapładnia te kłosy,
Że wypełniają ziarny się ciężkiemi,
Szron, w który ranne zmieniły się rosy,
Niech drżą na podźwięk pieśni, płynącej w niebiosy!...

Miłość się rodzi! W stajence! Z ubóstwa
Idzie potęga, co dziwnemi słowy
Śród trędowatych zapanuje mnóstwa
I w chór szermierzy przemieni ich zdrowy!
Co w oczy ślepców rzuci promień nowy,
Ażeby patrzeć umieli, jak z ducha
Wznoszą się szczyty wspaniałej budowy,
Jak ta świątnica, nie martwa, nie głucha,
Żywymi płomieniami z swych ołtarzy bucha!

W stajni! Z ubóstwa!... Zamienia się w ciało
Przedwieczne słowo śród najlichszych z ludzi...
Bo czyjeż ucho gdykolwiek słyszało,
Że ze krwi możnych wielka myśl się zbudzi?
Zimny ich oddech nieraz skrę wystudzi,
Dłoń bezlitośna nieraz szyję zgniecie,
Gdy się zapragnie wznieść nad kał, co brudzi!
Neroni tłumy postawią w poczecie
Męczeńskim — snać już taki jest ich cel na świecie.