Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz świątynnemi wstrząsnąwszy kolumny,
Ducha śmiertelnym nie otulił zmrokiem;
Patrzy on na nas z popod wieka trumny
Przejrzystem okiem...
 
Więc gdy się zbliżą ku nam ci szachraje
I sykną w uszy, niby chytre węże:
»Te bojownicze porzućcie oręże,
Uległy spokój zbawienie wam daje!«
Odtrąćmy od nas z odwagą ten ślizki
Ród kusicieli, gdzie piekielna brama:
Wszak nam się w serca wryły, jak dwa błyski,
Oczy Adama...

Wszakże my wiemy, że prawo istnienia
Mają ci tylko, co wchodzą na szańce,
Co się nie kryją, ostatni zaprzańce,
W pośrodku głębi wygodnego cienia...
Wszakżeż my wiemy, że potulność szkodzi,
Że trzeba nieraz mieć zęby tygrysie,
Że soczewicy przyjąć się nie godzi,
Choć w złotej misie!

Wszakże my wiemy, że nam to przystało
Nowemi hasły martwe ludy budzić,
I choćby przyszło na nic się utrudzić,
W mury ciemnoty walić piersią całą...
Wszakże my wiemy, że ziarna nie giną,
Które robocze posiewają ręce,
Że sypną plonem ową żniw godziną
Po łzach i męce!

Uderzmy w dzwony! podnieśmy okrzyki,
Jak ongi wdzięczny naród Izraela:
Hosanna tobie, poranku wesela,
Co dzisiaj zbawcze rozsiewasz promyki