XIII.
SŁOWACKI.
Przekleństwem żegnał grób Agamemnona
I, zasłuchany w ostry brzęk łańcuchów,
Szedł w odblask zorzy, co, jak krew, czerwona,
Wciąż się zapala z ogni wielkich duchów,
A gaśnie tylko dla zjadaczy chleba,
Którym promienia bożego nie trzeba.
I w tej wędrówce, posępny i dumny,
Idąc łanami wielkiego cmentarza,
Roztrącał stopą zmurszałe kolumny
I, mając harfę, która szumy stwarza,
Wichrom podobne, tchem swej wielkiej pieśni
Rozwiewał w nicość fosfor z mogił cieśni.
A gdy w ciemnościach nie widział już drogi,
Którąby kroczył w przestwór, pełen słońca,
Wzywał zniszczenia rozpasane bogi
I z ich pomocą gromadził bez końca
Dawne sztandary i rzucał na stosy
I wzniecał pożar, idący w niebiosy.
I uderzając w metalowe struny,
Rozbudzał ze snu śpiące dotąd woje,
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.