Broń mnie przedemną samym,
Zachowaj mnie
Przed marzeniami,
Przed niewieściemi kaprysy
I trzymaj zdala tę wspaniałomyślność,
Co szturm przypuszcza do serca.
Lecz jeśli
Nie może wznieść się do wolnej,
Do olimpijskiej pogardy świata,
Albo do pięknej, powszechnej
Miłości ludzi, niepomnej
Na samą siebie,
O wtedy
Niech obojętność ta mroźna,
Którą się chełpić przywykłem,
Wyrosła z mojej zgryzoty,
Przestanie sztuczną być!
Niech przyjdzie spokój cmentarza,
Niech mnie ogarnie chłód grobu
I zetnie w żyłach krew —
Cierpię, bo czuję
Nazbyt gorąco,
Cierpię, bo czuję
Nazbyt po ludzku!
Wybaw mnie z nędzy tej!...
Wewnątrz być zmarłym, nie tylko się zdawać
Czyż to nie lepiej,
Niż łzą dziecinnej tęsknoty
Te głuche noce napawać?...«
Lecz to nie anioł spokoju,
To nie zesłaniec z pochodnią —
Z tą przewróconą, na wieki gasnącą,
Zlitował mojej się troski:
Ponad mą głową,
W tym starożytnym kościele,
Jako rytmiczne poszumy
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.