Rzucił cię, biada mi, biada!
Dzisiaj, ty łanio,
Oczy twe smętkiem mi świecą,
Dziś ślesz mi ciche wyrzuty!...
I te wyrzuty
Zgłębiając ostrzem swej myśli
I swem wrodzonem samokrzyżowaniem,
Widziałem dziką tę marę,
Jako się w nikłe rozpływała kształty —
Widziałem, jako powoli
Pomrok ją nocny ogarniał...
I znów mnie owiał kościelny wiew...
Organ przeciągłym akordem
Zdawał się rzucać na drogę
Mijającemu natłokowi wiernych
Słowo upomnień,
Gdy oto przy mnie
Postać zjawiła się ciemna;
Wśród koronkowych wnet mgławic
Dostrzegłem oczu błyskawic,
Wnet pulchna ręka i mała
Za moją rękę schwyciła —
O cudzie! obok mnie stała
Ma Maryetta, ma miła!
I wnet się spyta: czyż serce
W pancerz zakuła ci, powiedz,
Dumy ślepota?
Lub czy je świeża znów gniecie
Troska miłosna?
W modłach gorących
Gięłam kolana,
Lecz twe mnie kroki wyrwały
Z onej pobożnej zadumy;
Błagalne oko zawisło
Na twoich rysach znużonych,
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.