Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

O rozkiełzane,
O niewymowne uczucia,
Co raz do piersi Maryetty,
Do jej gorącej, falującej piersi,
To znów mnie rwały napowrót
W krąg obowiązków,
W zakres bezpiecznych doświadczeń
I w to płomienne koło moich przysiąg!
Wyrwać tam siebie
Ze szpon tych wrogich pokuszeń,
Było zasługą:
Wiodłem bój szczery, waleczny,
A gdy Maryetta
Miłość mi wyzna najsłodszą,
Nazwawszy życia mnie panem,
Kiedy o wierność wieczystą mnie prosi,
Wówczas mój język, zapewne dobranem
Do miejsca słowem,
Taką, słuchajcie, naukę wygłosi:

»Miłość? czem miłość?
Ty nie myślałaś już o mnie,
Jedynie prędkie, przelotne spotkanie
Rzuca dziś znowu twe zgasłe
Serce do mego sierocego serca!
O Maryetto!
Ty nie kadzideł pragniesz
Dla katolickiej swej duszy,
A ja — miłości nie szukam już dzisiaj!
Lecz oto, zamiast nieskalane prośby
Otulać w słowa nieśmiałe,
Ciało twe, tchnące ambrozyą,
Dziś pogańskimi okryję całunki,
Że aż bezwładza rozkoszy
Przeniknie każdą twą żyłę.
Wówczas — tak! wówczas
Palące wspomnienie,