I śród mgieł nocnych nad ludzkiemi głowy
Świecą, jak duchów przewodnich kagańce,
A blask ich jasny, gorący i zdrowy
Wiedzie człowieka nad królestwa krańce,
Tam, gdzie wspaniale, na odwiecznym tronie,
Białą nagością czysta Prawda płonie.
XV.
I słyszy głos ten ziemica: drży cała
I w zakreślonem obraca się kole
I śpiewa słońcu królewskiemu: chwała!...
Zielone drzewa szumią na jej czole,
Tęczowych kwiatów gromada wspaniała
Poi się rosą przy wiosennym stole,
Pokąd im anioł zgrzybiały i blady
Nie zmrozi wiosny gorącej biesiady.
XVI.
Oto przedemną jakiejś gwiazdy oko
Blaknie i gaśnie. Po drodze błękitu
Widzę, jak duch jej ulata wysoko
I do wiecznego przelewa się bytu...
Porzuć o serce tę żałość głęboką:
Gwiazda znów jutro zabłyśnie u szczytu,
A z jej ust pieśń ci przedziwna wnet spłynie,
Że śród wszechświata nic nigdy nie ginie.
XVII.
O! Jako gwiazda, śród tego łańcucha
Gasnąc przedemną, nie zgasła na wieki;
Jako ją znowu do życia rozdmucha
W zmienionych kształtach konieczność; jak z rzeki
Na srebrnych skrzydłach nieznanego ducha
W niebo mgły płyną i znowu śród lekkiéj
Topią się wody, tak i duch człowieka
Do pierwotnego źródła perłą ścieka.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.