II.
ROZPACZ.
I.
I tak mię wziąwszy za wychudłe ręce,
Przez przepadliska gnała i przez haszcze
W coraz to nowe czarnych zmroków paszcze,
Gdzie szum złowróżbny i wycia zwierzęce.
A sama była jak dysonans w pieśni,
Jak ton przecierpki w słodkiej grze kolorów —
Nie! kształty miała krew ssących upiorów,
Co zabijają w swoich ramion cieśni.
A gdy, zziajany i jak pies skomlący,
Któremu trąbę zamknięto kagańcem,
Wyjęknę: »dosyć! gdzież koniec z tym tańcem?!«
Ona, zwróciwszy ku mnie zwrok ziębiący,
Jeszcze mną silniej szarpnie i ze zgrzytem
Swych kłów pożółkłych szepnie: »Tam za bytem!«
II.
Z przepaści zmroków, z stożkowego kojca,
Rozdarte wrzaski, pomieszane z łzami,
Jak kłęby dymu, wznoszą się przed nami,
Szumią, jak drzewa oliwne Ogrojca.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.