VII.
CHŁÓD MNIE OGARNĄŁ.
I.
Chłód mnie ogarnął... O biada mi, biada!...
Czyż żar wczorajszy na zawsze już minął?
Czyż zżółkły demon, który dziś mi składa
Zimne całunki na ustach, owinął
Pierś mą na zawsze, abym wiądł i ginął,
Jako te zioła na pustem przydrożu?
Ażebym zamilkł, jak potok, co płynął
Wczorajszej doby radośnie ku morzu,
A dzisiaj legł, uwięzion w lodowatem łożu?...
II.
Czyż pod ciśnieniem zimnego wyziewu
Mam być dziś statuą, lecz statuą bez życia?
Śpiewem — lecz tylko wczorajszego śpiewu
Echem bezdźwięcznem? Kwiatem — lecz bez kwiécia?
Blaskiem — bez ciepła? Łodzią, do rozbicia
Niosącą ludzi, którzy w niej złożyli
Swoje nadzieje i serc swoich bicia?
Żywym upiorem, co się darmo sili
Odwalić wieko trumny w przebudzenia chwili?...
III.
Chłód mnie ogarnął... Ach! gdzież ty, Miłości,
Coś mnie ciepłymi otaczała sploty
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.