VII.
Życia ogromne morze grzmi przedemną,
A ja na brzegu stoję zadumany,
Lękam się nawet spojrzeć na bałwany,
Oczy mam tylko w dal utkwione ciemną.
Łódź na mnie czeka... Wrą żywiołów boje,
Głosem trytonów wzywając w odmęty,
A ja się wiosła nie imam: przeklęty,
Samotny żeglarz, bez odwagi stoję.
Pół sen, pół jawa — oto dzień żywota,
Pędzon na żwirach pustego wybrzeża,
O które fala daremnie uderza,
Daremnie z hukiem srebrne piany miota.
Pancerne statki wyruszyły w drogę:
Warczą ich koła, z paszcz buchają dymy,
Płyną po głębiach, jak ptaki-olbrzymy,
Precz poza sobą zostawiwszy trwogę.
A ja, w dal mając zatopione oczy,
Na jawie przędę z mgieł obrazy senne,
By okryć niemi to morze bezdenne,
Co z takim szumem swoją wieczność toczy.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.