W fioletowe mgły spowite góry,
W wstęgach śniegowych, w podszyciu zieleni,
By koronkowe, Raj więżące mury,
Z swych tajemniczych wabią nas półcieni.
Przestworza cisza przedziwna zalega…
Czasem głos ludzki zerwie się z nad brzega
Pieśnią wesołą, lub się głuchym gwarem
W statku zagnieździ. Ale duch nie słyszy,
Co mówią ludzie: zbratany z bezmiarem,
Światłem i falą płynie w Raj tej ciszy.
III.
Majestatyczne, opieśnione wody!
Skalne olbrzymy strzegą waszej toni,
Z której promienny wyszedł duch swobody,
Co ludzkiej piersi od spodlenia broni.
Cóż, że się zbiera naokół ich skroni,
Którą srebrzyste opasały lody,
Burza szalona? Grom się z niej wyłoni,
By w nic się rozbić o kamienne grody.
O święte fale! Niech ten duch wasz w mojéj
Spragnionej piersi będzie na kształt zdroi,
Które w rozpaczy dniach laska Mojżesza
Z skał wydobyła — tą cudowną mocą,
Co zbawia ludy; niech walczących rzesza,
Czerpiąc z tych źródeł, nie padnie przed nocą!
IV.
Negacyo życia, znikczemniała, marna,
Wiążąca ducha, co się rwie w błękity,
Jako te śniegiem naodziane szczyty,
Które powstrzymać pragnie chmura czarna
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.