Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Od gór tych wonne tchnienie ciszy wieje;
Omdlała senność, rozlana w przestrzeni,
Ogarnia ducha, że duch senny mdleje:
Naokół słodki, dźwięczny głos syreni
Upajającą pieśń blasków wydzwania
O szczęśliwości, co idzie z kochania.

V.
O szczęśliwości, co w zakątek głuchy,
Zdala od krzyków i zabiegów świata,
Znosi rozmarzeń najwiewniejsze puchy
I z nich dla siebie ciche gniazdo splata
I, zleniwiałe ułożywszy ruchy,
Śpi, obojętna, że tam gdzieś Zatrata
Bierze się z Życiem za bary, że jęki,
Mnogie, jak trawy, rosną z pod jej ręki.
 
A tylko czasem, gdy w gmach jej spokoju
Przedrą się z zewnątrz nazbyt głośne szczęki,
Echa uderzeń broni, echa boju,
Co na krwi łanie trwożne rodzi lęki,
Wstaje, zdziwiona, i z rozpaczną mocą
Rzuca pytanie w okrąg: poco?!... poco??...

VI.
Poco się zrywać w spienione odmęty
Walki, wszczynanej o tysiączne złudy,
Które prawdami zwie ten świat, przejęty
Kłamstwem i fałszem? Poco siać swe trudy
Na jego roli, gdzie niepewne sprzęty,
A jeśli wzejdzie jaki krzew, to wprzódy,
Nim się rozwinie, nienawiść go zsiecze,
Przenikająca wszystkie chęci człecze?!
 
Rozstrój swe drogi po tych polach znaczy,
A za nim słabość i wątłość się wlecze;
Upiór zwątpienia i widmo rozpaczy