Jakgdyby miały u swych nóg
Ciężary i kajdany.
Tak się czepiają ostrych ścian,
Tak przytem kurczą ręce,
Jak pod pieczeniem krwawych ran,
Jak w boleściwej męce.
Tak odwracają błędny wzrok,
Snać bielmem przysłonięty,
Jakgdyby wrogów czarny tłok
Nastawał im na pięty.
Nieraz się potkną, tak się pnąc
Tą przepaścistą percią,
Opiłe winem szczytnych żądz,
By górę wziąć nad śmiercią...
Nieraz się potkną — wówczas śmiech
Rozlega się w przestworzu
Tysiącem strasznych, dzikich ech,
Jak echa burz na morzu.
Jak przeraźliwe echa burz,
Gdy z nieb padają gromy,
A wielkie statki idą już
Na drzazgi i na złomy.
To śmierć wysłała z swoich nor
Widm rozpętane moce
Nad ten urwisty, skalny tor,
Skąd wieczny byt migoce;
To niepewności straszny ptak
Bije ciemnemi pióry:
Cień jego pada na ten szlak,
Co wiedzie w jasne góry.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.