Wyrzut się zrywa, niby szał,
Zadaje duszom razy,
Że łamią kwiaty swoich ciał
O te krzemienne głazy.
Że, pnąc się w sfery marnych złud,
Nie pomną w swej podróży,
Iż ten nadludzki, płony trud
Rozkwitom ciał nie służy...
I wraz świadomość w ślad tych mąk,
Niby potworna żmija,
Ten swój oślizły pręży krąg,
W dusze się żądłem wpija.
Wpija się w duszę olbrzym-wąż,
Ze swojej rad zdobyczy,
Wyssysa wszystką siły miąż
I syczy, syczy, syczy...
Syczy, że wieki ziemski lud
Wyprawiał swe wybrańce
Do tych tajemnych życia wrót,
Na te zawrotne krańce.
I że już długich wieków wiek,
Wspinając się daremnie,
Upadał w przepaść słaby człek,
W jej nieprzejrzane ciemnie.
Że do padolnych tylko niw
Przyrosły byt człowieka:
Tu on kwitnący, tu on żyw,
Aż — końca się doczeka...
I syczy, syczy potwór-gad
Na tej przepastnej perci,
Że wszystko: człowiek, zwierz i kwiat
Podlega jednej śmierci.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.