Ta strona została uwierzytelniona.
XI.
DROGA.
Wybrałem sobie drogę, której sanie
Moich sąsiadów nie ruszyły. W lecie
Krzewna tu rosła trawa, dziś zamiecie
Biel swą pokładły na przemarzłym łanie.
Brnę po pas w śniegu, pot mi czoło zlewa,
Choć takie zimno, że kawki i wrony
Znikły, a wczoraj tłum ich wygłodzony
Wrzaskiem oprzędzał te samotne drzewa.
Śmieją się ze mnie poczciwi ludziska:
Poco wam, panie, trud ten? Tak się żali
Chłop, który czasu dość miał poznać zblizka
Potrzeby życia... Lecz ja brodzę daléj,
Zda mi się bowiem, że z tej drogi końca
Zobaczę lepiej zachód mego słońca...