Czemu, góry, nie padacie w złomy,
Gdy w mej duszy piarg i gruz widomy?!
Czemu, śniegi, w miał się nie topicie,
Gdy topnieje płone moje życie?!
Czemu chłód tu, gdy ja mrę od spieki?
Pod turniami ciemne rosną smreki...
Czemu szał tu nie hula gromowy?
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy...
Przewaliłem wierszyk, tak przewalę
I te ciche, urągliwe fale!
Wywróciłem granie od korzeni,
I głąb wasza do głębi się spieni!
Jedną nogę zarył w zmarzłe śniegi,
Drugą w piargi i okroczył brzegi.
Wiśny grzbiecik przełamał nad tonie,
W głąb zanurzył dwie olbrzymie dłonie.
W garście zebrał ciężar srebrnosiny
I przez wirchy wyrzucił w doliny.
Z rąk otrząsnął rozszumiałe piany,
Ku potokom stoczył na polany;
Ku siklawom stoczył na urwiska,
Bielą szumów na świat w okrąg ciska.
Wre i huczy i złowrogo śpiewa
Rozpętana grzesznych dni ulewa.
Szatan wyszedł na rybne wyłowy —
Ciemne smreki! jasne złotogłowy!
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/356
Ta strona została uwierzytelniona.