Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.
II.
SPOCZYNEK.

Wyszedłem o jutrzni — do zachodu daleko.
Po długiej, mozolnej drodze wypoczywam na mchach.
Czarny las wcina się w błękit.
Z trawy wypełzła na mą rękę czerwonołuska biedronka i snuje się po niej, jak gad.
Słońce całuje nieskazitelną zieleń świerków.
Głaz urwał się od turni i skacze w przepaść, echa budząc po górach.
Wczoraj w wiosce naszej pogrzebano człowieka, który usnął, nim owce jego spędzono z hal.
Stawy mają brzegi pawie, a na przejrzystem dnie wielkie, zielone kamienie, uwięzłe w leju białych plam wiecznego śniegu.
Nie jestem smutny.
Patrzę na świat niezamglonem jeszcze okiem.
Sarna przekroczyła okraj lasu i, obejrzawszy się naokoło, spieszy ku potokowi.
Spokojnie słucham wodospadu.
Gronostaje królewskich płaszczów na ramionach obłąkańców są mi obojętne.
Zbliża się ku mnie zapomniana postać w czapce z dzwonkami, z wężową laską w dłoni.