Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.
V.
PIJACZKA.

Schodził do tawerny wśród ścian, wyłożonych zwierciadłami.
Przeglądnął się niechcący.
Zmarszczki na kątach powiek zarysowują się coraz silniej.
Cóż z tego?
I ja byłem młody!
Żyjmy, jak ludzie, którzy się starzeją! Ehej! Ehej!
Może ją spotkam. Może wróciła z świeżej orgii.
Jest.
Usiadł przy stole, naprzeciw grupy podchmielonych studentów, śpiewających wyuzdaną piosenkę.
A ona, oparta plecami o bufet, wysunęła prawą nogę, obutą w płytki, lakierowany trzewik, u piersi bukiet róż, oczy w cieniu kapelusza; jedna ręka, zaciśnięta w kułak, legła bezwładnie na marmurowej płycie kredensu, druga zawisła w powietrzu, jakby właśnie coś upuściła.
Tak: na podłodze stłuczony kieliszek, na przewiewnej białej sukni ślady rozlanego trunku.
Któryś z studentów uderzył laską o stół: śpiewajże z nami, pijaczko!
Odrzuciła kapelusz w tył, wyprostowała się i, jakby nagle z dalekiego wróciwszy marzenia, wrzasnęła rozgorączkowanemi ustami:
— Allons enfants de la Patrie!