Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciołom kościoła mówi po cichu, że po to, by się przekonać, czy nie zmniejszył się w nim wstręt do Przesądu: »zresztą« — dodaje — »lubię dekoracye, w operze czy w katedrze, nie ma dla mnie różnicy«.
Niech w Baku palą szyby — walka o wolność zawsze jest święta —, a w zagłębiu borysławskiem, w kraju na pół dzikich, dostatecznie głupich barbarzyńców, gdziem się zaangażował na sto tysięcy franków, spraw, iżby ropa tryskała obficie.
A gdyby i tam niezadowolona zawsze kanalia zechciała wziąć rozbrat z prawem, miej w swej opiece tych Francuzów północy, podnieś na targach wiedeńskich cenę ich bydła, by z biedy nie tracili głowy i niezbędne stawiali kryminały.
Panie! Wyznam otwarcie: chciałem się odwrócić od Ciebie, boć niegodnem jest człowieka postępu, aby wykraczał poza granice wzroku, a ja Cię nie widzę!
Jednakże w łonie naszem jest jakieś tajemne, niepojęte drganie, które nam szepce, że z śmiercią nie wszystko się kończy!
A może to tylko złuda?
Może to niestrawiona resztka pokarmu, którym opychały nas wieki ciemnoty?
Nie! nie!... Jakżeż przypuścić, aby dusza moja nie była nieśmiertelną!
Ciało z ciała, doczesność z doczesności, zaś wiecznem jest tylko to, co z wiecznego wyrosło!
Codzienne uczy nas doświadczenie, że wszystko, co żyje, umiera:
Jestem, więc umrę.
Zaś dusza trwać może wiecznie li wówczas, jeśli z wiecznego wyszła źródła; tem źródłem Ty się li zowiesz, albowiem nie przekonaliśmy się dotąd, byś umarł; że jesteś, mówi nam o tem wewnętrzna, elementarna chęć trwania!
Zresztą sam Pasteur wierzył w nieśmiertelność i Stwórcę.
A powtóre, po trzecie, po ostatnie: każą mi czekać