Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.
X.
PONT NEUF.

Stoję oparty o kamienną balustradę mostu.
Późny, głęboki wieczór.
Tysiące, miliony różnobarwnych świateł topią się w ciemnej tafli Sekwany, skrawe na powierzchni zostawiając kręgi, jakby tysiące, miliony świętych, skazanych na śmierć męczeńską, w niebiańskich pływało aureolach.
Ogromna, jasna smuga oderwała się od posępnych ścian Pałacu Sprawiedliwości, pełza ku mnie po czarodziejskiem zwierciedle, owija się naokół ogromnych pilastrów, zlewa głowy maszkaronów, dźwigających gzemsy, i, przytuliwszy się na chwilę do spiżowej piersi króla Henryka, rozwiewa się naraz i gaśnie.
Rozbawiony lud zapalił snopy ogni bengalskich: pamiętna feta narodowa.
Od Suresnes, od Sèvres, od Charenton wracają statki; woda z głuchym szumem rozstępuje się ich dziobom i potem leniwie zamyka długie trójkąty fal.
Stoję oparty o kamienną balustradę mostu i słucham.
Plusk...
— Jakiś desperat — mówi do mnie ktoś z tłumu, tak samo, jak ja, gubiący się w tej czarnej, różnobarwnemi kulami świateł poszarpanej przędzy uroczystego wieczoru —; zwykła to u nas rzecz.
Na Place du Pont Neuf zgiełkliwa zabawa.