Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

rów, ale umysł i jakby natchnienie wzdyć nie utraciły swej władzy.
Padłem w proch i pył i jąłem się kajać:
— Nieuchronny, litościwy Sędzio! Masz słuszność! niewątpliwie!
Śmiertelne grzechy przygniotły mię do ziemi, czołgam się po niej jak gad, przecież w spełnianiu i największych występków nie opuszczała mnie Wiara w Twe Miłosierdzie ani Nadzieja, że w bezmiarze Twych łask wszelka topi się nierozwaga, czy to będzie fałszywe bankructwo, czy jakaś inna nieoględność lub zacietrzewienie!
— Zresztą dotychczas jeszcze żaden z moich dostawców nie powziął podejrzenia, jakobym miał zamiar zwinąć interes wśród okoliczności, iż tak się wyrażę, niepewnych, a więc jasnem jest, że polegają na mojem sumieniu.
— Nie było też u mnie komisyi, mającej przychwycić mnie na — niedokładnem książkowaniu, a więc nie istniał dotychczas powód do jej wkroczenia.
— Jeżeli się czasem zdarzyło, że ktoś z moich odbiorców otrzymał towar, mówiąc ich gwarą, nierzetelny, niech swe żałoby skieruje do hurtowników, nie do mnie.
— Prawda! Zarobiłem wczoraj na sprzedaży mej rudery cokolwiek więcej, niż drukowane przepisują skrupuły, lecz chyba tylko nowicyusze mej branży mogą być na to wrażliwi, takich jednak, chwała Bogu, niema.
— A gdyby nawet wymysł Szatana, tego wroga Rodzaju, któregoś Ty w słusznym gniewie strącił z niebiosów, chciał to podciągnąć pod nomenklaturę oszustwa (pfe!), to już Rzymianie, mistrze prawa i sprawiedliwości, uczyli — napomknął mi o tem nie w ciemię bity mój syn i bardzo mi się to podobało —: mundus vult decipi, ergo decipiatur
— Ten świat — bo mundus znaczy świat —, który Ci tyle sprawia kłopotów, który nie słucha Twych przy-