Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Potężny, światowładczy Majestat kazał mi się zbliżyć do siebie.
Przykląkłem na jedno kolano i w tej sekundzie uczułem błękitną wstęgę na szyi.
— Tak! Miałem poważanie dla stryczka i oto —
— Nim się zamieni w baranka — zawołał Pan nasz i Król — oprowadźcie go w tryumfie: niech ten zgromadzony lud bierze sobie przykład z niego!!!
Nienawidzę poetów, tem więcej, że jeden z nich raczył mnie opisać w gazecie. — A głodomorze ty jeden! Żal ci, że mam »okrągły brzuszek«?! Za pożyczkami biegać nie potrzebuję, więc mi »krótkie nóżki« wystarczą —, gardzę hołotą gryzipiórków, grajków, smarowników i gipsiarzy, a jednak dzisiaj chciałbym posiąść ich wyobraźnię, ich pendzel i dłuto, ich moc w uderzaniu w klawisze, ażebym w godnych przedstawił Wam rysach i kształtach i tonach tę rozkosz i słodycz, która rozlewała się w mych piersiach i wogóle w całej mojej istności!...
Aniołowie pańscy wzięli mnie pod rękę i wiedli szpalerem rozstępującego się ze czcią narodu, dziewczątka w bieli rzucały przedemną kwiaty, jedna bardzo piękna panienka wręczyła mi wielki bukiet, a tłumy śpiewały i wołały: »Niech nam burmistrzuje i prezesuje! Niech w parlamencie broni naszych nieprzedawnionych praw, niech będzie ministrem — On jeden! On jeden!«
Wkońcu sam Pan Jezus, siedzący na hebanowym tronie, inkrustowanym perłową macicą, przytulił mnie do swej rany i, wskazując na krzyż, wyrzekł uroczyście:
— Pamiętaj, abyś zawsze kroczył drogą, nad którą zawisło to godło, a Ty, Duchu święty — zwrócił się do Gołąbki, fruwającej pomiędzy Ojcem a Synem — lej na niego Swe Światło, iżby nigdy nie stracił rozsądku!
Zbudziłem się...
Było już późno.
— Po niespokojnej nocy tak smacznieś spał nad ranem, żem cię nie chciała budzić — powiada mi żona.
Pocałowałem ją w usta i mówię: