Zbudowałem sobie dom i już się wali.
O mój walący się domie!
Trochę za prędko zmieniasz się w ruinę, prędzej, niż mógłby się spodziewać człowiek, który ma powieki otwarte na śmierć.
Wszystkiem obchodził pustkowia, wszystkie ugory i bezpłodne wydmy, kamienie-m wyrywał z pod gęstwi zielsk i rów wykopawszy głęboki, że starczyłby mi za grób, rzucałem je tą ręką na fundamenty dla ciebie.
Raz, kiedym pobiegł w pole, szukając czworogrannych głazów na narożniki, obsiadły mnie psy: omal ze śmiechu-m nie zginął, jak te zajadłe bestye szczerzyły kły do mych pięt i jakie musiałem wyprawiać młyńce, aby nie zadać kłamu nauce, iż pragnienie życia silniejszem jest od żądzy skonu.
A kiedyindziej takem się podźwigał, że, leżąc w gorączce, urosłem w swych oczach na owego potulnika, który na Trupiej Górze pomagał Panu wyzwalać świat...
O mój walący się domie!
∗
∗ ∗ |
Widzę, że zbytnich dostępujesz honorów,
ty mój walący się domie!
że zaczynam mówić o tobie, jako o czemś, co wartością przewyższa wór mąki, albo statek, wiozący z dale-