Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

pół przegniła, na skraj swej wydmy piaszczystej w dalekiej, dalekiej stronie...
O bądźcie litościwsi dla mnie!
O wietrze jesienny, przestań płakać!
Skończ się, ty jednostajny, leniwy deszczu!
Nie pierwszy i nie ostatni raz skupiacie w jednej kropli, otrząśniętej z mistycznego kwiatu, całe, smutne, rozpaczliwe życie człowieka, wydmuchujecie ją do rozmiarów bańki mydlanej i drwicie i drwicie...
Nie potrzeba z uporczywością maniaków przypominać mi o tym zmierzchu, jaki holbeinowski taniec szaleje na mojem pustem uroczysku!
Wiem, wiem:
Władca jestem, panujący nad królestwem karłów,
a Śmierć koścista szyderczo bawi się moją słomianą koroną, tekturowe jabłko potoczyło się już ku klepsydrze, za chwilę i miecz drewniany wypadnie mi z ręki.
Wiem, wiem:...
Rycerz-ci jestem nad rycerze! Na badylowych nogach wyruszyłem w bój, w zbroi i z wielkim pióropuszem na szyszaku,
a Śmierć koścista wbija mi oszczep w bok i rzechoce się z szpadki, wymierzonej w trupią jej czaszkę.
W promieniach zachodzącego słońca doorywam pola, rolnik, który wysprzedał się z zeszłorocznego ziarna i nie wie, skąd weźmie na świeży posiew,
a Śmierć koścista pogania mi konie, coraz chyżej, coraz szybciej ku miedzy mojego zagonu...
Ulicą miasta przechadzam się z umiłowaną kobietą, chełpię się, żem odkrył skarby Sezama, których ani robak nie stoczy, ani ogień nie spali, ani woda nie zniesie,
a Śmierć koścista w rubasznych przedemną podskokach, bije w bęben dwoma piszczelami i pospolite czyni widowisko.
Plączą się obrazy o zmroku, gdy deszcz jesienny uderza w szyby, a wicher zgina ostatnią akacyę; nadchodzi moment, że ich obrysy i barwy zlewają się w ogro-