Ścięto cię prędzej, niźlim się spodziewał, ty moja biedna, ostatnia akacyo! Ale nie będę czuł żalu po stracie twej, po woni, którą w wiosenne noce księżycowe napełniałaś powietrze, po białym kwiecie twoim, który, czarodziejskim lśniąc aksamitem w żarach słonecznych, kazał mi choć na chwilę zapominać o turkocie grubo kowanych wozów, o monotonnem wywoływaniu handlarzy starzyzny, o ślepym żebraku z ociekającemi krwią oczyma, któremu przechodnie rzucają grosz do czapki; o zalotach żołnierzy przy studni; o krawcu, któremu ukochane zmarło dziecko; o złotych kołnierzach uporczywych kandydatów na fotele ministeryalne; o matronach, które, po całożyciowych zachwytach nad tęgimi mięśniami oficerów i koniarzy, oddają się dzisiaj mistycznym rozmyślaniom w uroczystych mrokach katedry; o służącej, co udusiła noworodka; o surowym wyroku, wydanym na jednego z nędzarzy, który podczas rozruchów wybił szybę w sklepie z pieczywem i ukradł bochenek chleba —
Nie będę czuł żalu po stracie twojej, ostatnia moja akacyo, jeśli spełnią się w bezsennych nocach snute marzenia owego »bogacza«, zamieszkałego na strychu, w miejscu, gdzieś ty do niedawna bujnym, zielonym pyszniła się wieńcem:
Sam Bóg dał hasło, albowiem i Jemu
Już się sprzykrzyło, że Zło tak bezczelnie
Urąga złotym blaskom dyademu
Sprawiedliwości; sam Bóg chwycił kielnię
I z ludem swoim wielki zamek stawia,
Twierdzę przeciwko ohydzie bezprawia...