Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

wdziwą jest kaźnią; to też dzisiaj, kiedy naokoło piorunnym rozbrzmiewają głosem hasła niekrępowanej niczem swobody indywidualnej, krzyczącem byłoby bezprawiem i nierozsądkiem cierpieć dalej za winy niepopełnione.
Słaba jest nasza płeć i wychowana w wiekowych ciemnościach, niewątpliwie; ma jednak jasnowidzenia, w których odróżnić umie A od B i z niespodziewaną mocą i rozkoszą przekreślić jedną literę dla drugiej.
Gdy mąż mój niemiłosiernie chrapie obok, szlachetny, smukły rycerz Bellidor staje pod oknami i, uderzając w struny mandoliny, śpiewa mi pieśń, od której powieki stają się fioletowe i przejrzyste, a dusza — ach! ta dusza! — gdybym ja to mogła wyrazić, czem jest moja dusza!
Ale, jeśli chcesz, przekłuję palec serdeczny i kroplą mej krwi napiszę ci: kocham!
Dzisiaj dopiero spostrzegłam, że nawiedzająca mnie w marzeniach wdzięczna postać trubadura twoje ma rysy, twoje płomienne, głębokie spojrzenie, twoje faliste, w ogniach sierpniowego zachodu skąpane kędziory!...
Jestem jakoby furtyanka, stojąca u bramy przybytku, w którym nieskazitelna panuje cnota. Nie wpuszczę cię do celi mej, gdyż argusowe oko małżonka parzy mię pokrzywą podejrzeń, ale — dowiedziałam się o twoim adresie w policyi — przyjdę do ciebie jutro z rana o dziewiątej. Obyś mnie czekał z tą niecierpliwością, która dzisiaj w nocy nie pozwoli zamknąć oka Twojej — na wieki

Mężatce«.

»Pani!« — odpisałem — »Na przydługi nieco list mam zaszczyt odpowiedzieć:
Jestem konserwatystą i nie zachwycam się niekrępowaną niczem swobodą kobiet.
Przyznaję, że chrapanie męża bywa nieprzyjemne, jest przecież na to lekarstwo: uważaj Pani, ażeby zawsze na prawym leżał boku. A iżbyś sama sen miewała spokojny, zjadaj Pani po herbacie dwa lub trzy jabłka — środek to nieomylny, przez wszystkie wypróbowany powagi.